Tlen w kosmetykach – nowy trend czy bzdura? Sprawdzam, czy tlen naprawdę odmładza skórę
11:41Cześć kochani!
Czy tylko ja mam wrażenie, że co sezon branża beauty serwuje nam nowego „świętego Graala”? Ledwo przyzwyczaiłam się do serum z peptydami i retinolem, a tu nagle… bum! Kosmetyki z tlenem. Tak, dobrze czytacie – tlen, ten sam, który wdychamy i którego czasem brakuje, jak wchodzę z wózkiem na górskie tereny.
Brzmi trochę jak science fiction: „Oxygen Complex”, „aktywny tlen w kremie”, „dotlenianie skóry bez igieł”. Część marek obiecuje efekty jak po tlenoterapii z kliniki. Inne – że to antidotum na szarą, zmęczoną cerę. No więc… nie byłabym sobą, gdybym nie przetestowała. Dla dobra nauki. I Waszego glow.
Tlen w kremie? Jak to niby działa?
Zacznijmy od tego, że nasza skóra oddycha – ale nie przez pory, tylko przez naczynia krwionośne. Tlen trafia tam z krwią, a nie z kremu. Więc już na starcie wiadomo, że kosmetyk nie "wtłacza" tlenu do skóry jak butla nurkowa.
To, co marki często mają na myśli, to składniki poprawiające natlenienie komórek, stymulujące mikrokrążenie albo tworzące efekt lekkiego „musowania” na skórze. Niektóre produkty mają specjalne formuły, które po kontakcie z powietrzem pienią się jak pianka, co ma sprawiać wrażenie „działania”. A w rzeczywistości? Czasem to po prostu marketingowa bańka. Ale nie zawsze.
Testuję, sprawdzam, wącham, nakładam
Przetestowałam kilka „tlenowych” produktów – od musujących masek, przez kremy na dzień, po żele, które zapowiadały detoks dla skóry. I powiem tak: efekty bywają naprawdę przyjemne. Skóra jest wygładzona, lekko rozjaśniona, bardziej „wyspana”. Ale… czy to zasługa tlenu?
W większości przypadków skład tych produktów zawiera też niacynamid, witaminę C, ekstrakty roślinne, fermenty – czyli klasyczne składniki znane ze swojego działania. Tlen jest często tylko dodatkiem do całego koktajlu. Czyli może nie on działa sam, ale razem z resztą daje miły efekt.
Jedna maseczka z tlenem naprawdę mnie zaskoczyła – nałożona na skórę zaczęła „puchnąć”, tworząc pianę niczym z prosecco. I wiecie co? To było przyjemne. Czy skóra wyglądała jak po zabiegu w gabinecie? No nie. Ale czy wyglądała na świeższą i bardziej promienną? Tak. A czasem to już dużo.
Czy to działa? I czy warto?
Tlen sam w sobie nie jest magicznym składnikiem odmładzającym. Ale może wspomagać inne procesy - poprawiać mikrokrążenie, dawać uczucie świeżości, dodawać energii zmęczonej cerze. Efekt? Nie jak po mezoterapii, ale jak po spacerze w chłodny poranek. Delikatne rozświetlenie, wygładzenie, lekkie napięcie.
Najlepiej działają produkty, które nie tylko obiecują, ale też mają porządny skład - antyoksydanty, peptydy, witaminy, a nie tylko „oxygen-sounding marketing”. Jeśli lubicie nowinki i efekt świeżości, warto spróbować - ale nie nastawiajcie się na rewolucję. To bardziej "fajny bonus" niż "game changer".
Hit czy kit?
Kosmetyki z tlenem to zdecydowanie nie bzdura - ale też nie cud. Raczej sympatyczna ciekawostka z potencjałem. I wiecie co? W pielęgnacji nie zawsze chodzi o to, żeby było tylko naukowo. Czasem fajnie po prostu poczuć, że coś się dzieje, że piana musuje, że skóra jest chłodna i odświeżona. A jeśli przy okazji działa – to jeszcze lepiej.
Dajcie znać, czy próbowałyście tlenowych produktów i co o nich sądzicie. A może znacie jakiś hit, który naprawdę robi efekt wow? Czekam na Wasze polecenia!
Buziaki! 😘
1 komentarze
A ja pierwszy raz słyszę o tym trendzie. Dobrze wiedzieć, że istnieją takie kosmetyki.
OdpowiedzUsuńDodając komentarz na blogu przekazujesz mi swoje dane osobowe, które są odpowiednio chronione i pozostają poufne. Twoje dane osobowe nie są przekazywane innym podmiotom trzecim.